- ale żołnierz wcale tego nie chciał! Zakuty w żelazną kolczugę bury kształt pół skakał, pół spadał po pochyłoœci.

- ale żołnierz wcale tego nie chciał! Zakuty w żelazną kolczugę bury kształt pół skakał, pół spadał po pochyłoœci. Ktoœ zdążył posłać mu bełt z kuszy. Pocisk chybił. W następnej chwili napastnik całym ciężarem gruchnął na kark jednemu z mężczyzn, który z brawurową zręcznoœcią zdołał zadać pchnięcie mieczem, nieomal na oœlep do tyłu. Miecz zgrzytnął na kolczudze, po czym człowiek a także kot spadli w przepaœć. Trzydzieœci, a może czterdzieœci łokci poniżej szlaku, którym Kaga wiodła swoich rozbójników, ciągnęła się następna półka skalna. Mężczyzna wyrżnął w nią całym ciężarem a także zawisł na skraju, z pogruchotanymi koœćmi. Kot wylądował obok. przez moment trwał nieruchomo, rozcapierzony na skale, po czym jął potrząsać łbem, wyparskując resztki oszołomienia. Ktoœ strzelił z kuszy; gadba poznał, iż to nie przelewki, zerwał się więc, zatoczył, a potem, utykając, pognał przed siebie, coraz szybciej, byle dalej... Patrząc na to, Kaga po raz pierwszy poczuła, iż gwardziœci gadba wcale nie walczą z jej ludŸmi... „Mordercy z Rahgaru”, ależ tak. To, co widziała, nie jest walką. To były trzy zabójstwa. Drugie starcie miało, miejsce wieczorem - lecz przeklęta przepaœć została z tyłu a także potyczka miała inny przebieg. Czyjeœ bystre oko w porę dostrzegło dwie niskie sylwetki spowite mgłą deszczu... Przygotowane w porę kusze nie zawiodły a także Hel-Krehiri poczuła słodycz zemsty. Jeden żołnierz zginął natychmiast; drugi, ze strzaskanym barkiem, powlókł się gdzieœ między skały. Nakazała poœcig, lecz kot zniknął. wówczas zdała sobie sprawę, iż jeœli rana nie była œmiertelna, to gwardzista na pewno zdoła dotrzeć do swoich... prawidłowo znała kocią żywotnoœć, wytrzymałoœć a także odpornoœć na ból. Ze skrywanym przerażeniem a także nie tajoną wœciekłoœcią Hel-Krehiri oczekiwała nocy. Miejsce jej postoju nie jest dla żołnierzy tajemnicą. Koci przywódca miał doœć okresu, by skupić znaczną częœć własnych rozproszonych sił a także przygotować atak. Nie mogła nawet rozrzucić placówek wokół biwaku. pozostała z szeœcioma ludŸmi, więc czuwać musieli wszyscy. Po raz pierwszy zadała sobie pytanie, czy nie przeciągnęła struny. Czy wyniesie z Korony chociaż całą głowę - ponieważ o znalezieniu twierdzy Shergardów przestała już nawet myœleć. Żaden z rozbójników nie zmrużył oka owej nocy. Ani jedno ostrze nie tkwiło w pochwie. Ludzie trwali oparci o skały, każdy z mieczem w prawej, a nożem w lewej dłoni. Nikt nie rozmawiał. Wsłuchiwano się w szmer deszczu. Lecz moment płynął a także nic się nie działo. Kaga zaczęła wierzyć, iż ranny gwardzista padł gdzieœ między skałami - a także to prawdopodobnie ocaliło jej oddział. Rozumiała dobrze niż którykolwiek z jej podkomendnych, jak niewiele warte jest nadstawianie uszu a także wpatrywanie się w ciemnoœć. Oczywiœcie nawet kot mógł wywołać hałas, trąc zbroją albo uderzając kolczastym hełmem o skały. Ale szansa, iż doœwiadczony gwardzista, wchodzący w skład najbardziej elitarnego oddziału w Grombelardzie, pozwoli sobie na podobny błąd, była naprawdę znikoma. Ukryta w ciemnoœciach dziewczyna, niewidziana przez podkomendnych, gryzła wargi, powstrzymując płacz. Wzbierające łzy nie były mimo wszystko łzami wœciekłoœci, lecz żalu. Żyły na œwiecie nieszczęœliwe istoty, które urodziły się nie tym, czym być miały. Kobiety o męskich sercach. MężczyŸni o duszach niewiast. Hel-Krehiri była najbardziej pokrzywdzonym stworzeniem Szereru - kotem uwięzionym w ludzkim ciele. Wielkim, niezgrabnym a także niechcianym. Oddałaby pół życia, gdyby pozwolono jej przybrać postać jednego z tych zachwycających wojowników, którzy... właœnie mieli ją zabić. Zamordować. 6. Zejœcie w kotlinę nie jest dość trudne - właœciwie ze szczytu przełęczy wiodła doœć szeroka a także równa œcieżka, może nawet droga. Karenira zastanawiała się, czy nie były to resztki starożytnego goœcińca, zbudowanego przez tajemniczych Shergardów. Uważała to za możliwe. Rozległe jezioro na dnie skalnego kotła sprawiało dość posępne odczucie. było martwe. Czarne, przezroczyste, chłodne jak grombelardzki deszcz. Karenira stała na cyplu wybiegającym ku œrodkowi tafli a także oglądała dno, schodzące w dół stromymi uskokami. Nie umiała ocenić, na jaką głębokoœć sięga wzrok, nie wiedziała, w którym miejscu cienie podwodnych skał ustępują miejsca ciemnym, głębokim czeluœciom. Przejrzystoœć h2o była naprawdę zdumiewająca. Magia wodnej otchłani przez niekrótki moment przykuwała uwagę samotnej łuczniczki. Karenira próbowała wyobrazić sobie, jak zanurza się powoli, idąc coraz głębiej, coraz niżej, przez czarodziejski œwiat podwodny, znieruchomiały na zawsze, nie szarpany wiatrem, nie chłostany deszczem;