- BĂłl-rÄ k, zmÄczenie-ciaĹa- przekazaĹ Nadaske. Imehei potwierdziĹ to barwami dĹoni.
- BĂłl-rÄ k, zmÄczenie-ciaĹa- przekazaĹ Nadaske. Imehei potwierdziĹ to barwami dĹoni. Kerrick z trudem opanowaĹ gniew. - Mocne ĹźÄ danie peĹni waszej uwagi. Musicie robiÄ, jak wam powiedziaĹem, bo w inny sposób umrzecie z gĹodu. To powolna ĹmierÄ, zapasy ciaĹa siÄ wyczerpujÄ , skĂłra zwisa faĹdami, zÄby psujÄ siÄ czy też wypadajÄ ... Krzyki mÄki Nadaske czy też ruchy posĹuszeĹstwa wskazaĹy, Ĺźe przyjÄli przestrogi. - Nie dojdzie do tego, jeĹli bÄdziecie sprytni, bo bywa tu mnĂłstwo zwierzyny. NajgroĹşniejsze bÄdÄ dla was samice Yilanè. ZnajdÄ was, jeĹli siÄ nie zabezpieczycie. Wpatrywali siÄ w niego rozszerzonymi oczami w milczeniu. - Znacie ptaki, ktĂłre latajÄ czy też wracajÄ ze zdjÄciami. Dlatego przebywajcie jak najwiÄcej w ukryciu czy też wypatrujcie spektakularnych ptakĂłw. Gdy zwiÄdnÄ gaĹÄ zie szaĹasu, zastÄ pcie je ĹwieĹźymi. PostÄpujcie tak, bo w inny sposób znajdÄ was, a potem zabiorÄ do hanalè czy też na plaĹźe. Kerrick czy też Ortnar odeszli o Ĺwicie; obaj Yilanè Ĺledzili ich wymarsz, wypeĹnionymi strachem oczami. Zdecydowali jednak sami o swym losie. Kerrick zrobiĹ dla nich, co tylko mĂłgĹ, zaopatrzyĹ w ĹźywnoĹÄ czy też broĹ. MiaĹ nadziejÄ, Ĺźe nauczÄ siÄ polowaÄ, nim skoĹczy im siÄ konserwowane miÄso. BÄdÄ mieli wiÄc szansÄ, jakiej pozbawieni sÄ Tanu. MogÄ teĹź wrĂłciÄ do swoich. ZrobiĹ dla nich, co tylko mĂłgĹ. dziś musi myĹleÄ o sobie czy też czekajÄ cej go dĹugiej wÄdrĂłwce. ChciaĹ myĹleÄ tylko o Armun przebywajÄ cej gdzieĹ na pĂłĹnocy, nie wiadomo gdzie. LiczyĹ na to, Ĺźe odnajdzie jÄ ĹźywÄ . Jezioro czy też szaĹas zniknÄĹy im z oczu za zakrÄtem drogi. kilku6 efenabbu kakhalabbu hanefensat sathanaptè TAK RZEKĹA UGUNENAPSA Ĺťycie rĂłwnwaĹźy ĹmierÄ, jak morze rĂłwnowaĹźy niebo. Kto zabija Ĺźycie ten zabija siebie. ROZDZIAĹ XV Enge splotĹa szaĹas z szerokich liĹci palm, potem umocowaĹa go miÄdzy pniami dla zabezpieczenia przed nocnymi sztormami. Na wybrzeĹźu Entoban* zaczÄĹa siÄ pora deszczowa czy też ziemia pod drzewami przenigdy nie wysychaĹa. Aby uchroniÄ siÄ przed bĹotem zrobiĹa takĹźe platformÄ z gaĹÄzi. SiedziaĹa teraz na niej zwrĂłcona twarzÄ ku zalanej sĹoĹcem polanie. W powietrzu unosiĹy siÄ wielkie, barwne waĹźki, kaĹźda dĹugoĹci jej rÄki. Nie dostrzegaĹa ich jednak; wpatrywaĹa siÄ w gĹÄ b siebie, przypominaĹa sĹowa Ugunenapsy, rozwaĹźaĹa ich wielowarstwowe prawdy kryjÄ ce siÄ pod niewÄ tpliwÄ prostotÄ . Enge miaĹa pod rÄkÄ tykwÄ z wodÄ z pobliskiego strumienia, spożywanie dostarczaĹy jej wspĂłĹwyznawczynie z miasta. Niczego wiÄcej nie potrzebowaĹa, zwĹaszcza teraz, gdy zastanawiaĹa siÄ nad sĹowami swej mistrzyni. CieszyĹa siÄ z moĹźliwoĹci niezakĹĂłconych, trwajÄ cych wiele ciepĹych dni rozmyĹlaĹ, nie potrzebowaĹa nic ponadto. WsĹuchiwaĹa siÄ tak gĹÄboko w swĂłj gĹos wewnÄtrzny, iĹź nie zauwaĹźyĹa, Ĺźe z puszczy wyĹoniĹy siÄ Efen czy też Satsat, zmierzajÄ c ku niej polanÄ . SpostrzegĹa ich obecnoĹÄ tylko wtedy, gdy stanÄĹy przed niÄ , zasĹaniajÄ c sĹoĹce. - JesteĹcie - powiedziaĹa, witajÄ c je ruchami kciukĂłw. - PrzyniosĹyĹmy ci ĹwieĹźe miÄso - powiedziaĹa Satsat. - Poprzednio dostarczone zaczÄĹo juĹź gniÄ z gorÄ ca. Enge skierowaĹa jedno oko w dĂłĹ. - RzeczywiĹcie. Nie zauwaĹźyĹam. - Nie zauwaĹźyĹaĹ ani nie zjadĹaĹ choÄby kawaĹka. Tracisz ciaĹo, pod twojÄ skĂłrÄ widaÄ wyraĹşnie kaĹźde Ĺźebro. Ĺťeby ĹźyÄ - trzeba jeĹÄ.