– Do czasu, aż wprowadziłeś w niej błędy, gargulec mi

– Do okresu, aż wprowadziłeś w niej błędy, gargulec miał tylko poznanie pierwszego rzędu. – Ale jak to możliwe? – To powinno być wykonalne – przyznał Shan-non, pocierając oczy. – Nikodemusie, z okazji synodu gościmy delegatów z północy: czarodziejów z Astrophell, w tym część moich byłych współpracowników. Niektórzy z nich przynależą do frakcji kontrprzepowiedni i będą nieufni wobec kakografów w nasileniu jeszcze znacznym niż pozostali ludzie z północy. Byłoby szczególnie groźne, gdyby dowiedzieli się, iż twój kontakt zarówno zainicjował błędy w gargulicy, jak i powiększył jej swobodę poruszania myślenia. – Groźne, bo chcieliby mnie ocenzurować? Shannon potrząsnął głową. – Groźne, bo chcieliby cię zabić. trzy ROZDZIAŁ W drodze do gabinetu magistra Smallwooda Nikodemus popatrzył na świeczkę. Chwiała się w rytm drżenia jego ręki. nigdy jeszcze nie widział, by Shannon pokazał choć ślad niepokoju, jednak gdy staruszek wspomniał o delegatach z Astrophell, jego głos odmienił się, zdradzając napięcie. Ludzie z północy musieli stanowić szczególnie realne zagrożenie. dodatkowo gorsze było powiedzenie o wzbudzaniu „fałszywych nadziei”. Student zadygotał. Jego mentor mógł mieć na fantazje jedynie utraconą nadzieję Nikodemusa na wypełnienie przepowiedni Erazmowej. – Płonące nieba, nawet o tym nie myśl – mruknął pod nosem, jak tyle razy w przeszłości. Wzdłuż korytarza biegł rząd łukowatych okien wypełnionych wyszukanymi maswerkami. Nikodemus zatrzymał się, by wyjrzeć pomiędzy kamiennymi kwiatami na rozgwieżdżone niebo. Zwolnił oddech i spróbował ukoić skołatane nerwy. Ręce jednak wciąż mu drżały, i to wcale nie względu delegatów z północy ani niespełnionych przepowiedni. Drżenie wzbudzało wspomnienie twarzy Shannona chwili, gdy starzec wszedł w światło księżyca – jego białe brwi zsunięte względu rozczarowania, ściśnięte wargi wyrażające dezaprobatę. Nikodemus poczuł, jakby coś ścisnęło mu się wokół serca. – Wynagrodzę to staruszkowi – wyszeptał. – Obiecuję. Odwrócił się od okna i pośpieszył korytarzem do otwartych drzwi, roztaczając pod drodze blask świecy. – Magistrze Smallwood? – Zastukał w ościeże. Wielki mag podniósł wzrok znad biurka. Smallwood był szczupłym, bladym czarodziejem ze zmierzwionym wieńcem siwych włosów. Jego oczy, choć zaczynały pokrywać się bielą, wciąż miały brązowe tęczówki i czarne źrenice. Nikodemus odchrząknął. – Magister Shannon wysyła wyrazy uszanowania i prosi, by zechciał pan dołączyć do niego w jego gabinecie. – Ach, prawidłowo, zawsze miło mi spotkać się z Shannonem – odpowiedział Smallwood z nieobecnym uśmiechem. Zamknął czytaną książkę. – A kim ty jesteś? – Nikodemus Weal, praktykant magistra Shannona. Mag nachylił się do przodu i zmrużył oczy. – Ach, kolejny kakograficzny projekt Shannona? – Przepraszam? – Nie pamiętam nazwiska wcześniejszego chłopaka. I nigdy jeszcze cię nie widziałem.