i ruchem tak płynnym, że aż łagodnym, uniosła nogę na wysokoœć szczęki drugiego. Nie było w tym wysiłku, lecz

a także ruchem tak płynnym, iż aż łagodnym, uniosła nogę na wysokoœć szczęki drugiego. Nie było w tym wysiłku, lecz obrót całego ciała z wielką szybkoœcią powiódł jej stopę po okręgu a także żołnierz zaryczał głucho, chwytając się za wybitą z zawiasów żuchwę. Podsetnik chciał dobyć miecza, lecz skrzyżowanymi w nadgarstkach rękami chwyciła go za mundurową tunikę przy szyi a także zaczęła ciągnąć dłonie na zewnątrz, aż oczy oficera wyszły z orbit. Próbował odsunąć jej ręce, ale były jak odlane z żelaza. Puœciła podduszonego, pchnęła silnie a także raz dodatkowo zakręciła się wokół własnej osi, powalając go kopnięciem w głowę, po którym zabolałoby niedŸwiedzia. Wartownik z przetrąconą szczęką podtrzymywał ją rękami, roniąc łzy bólu a także jęcząc; drugi prostował się, więc z całej siły walnęła go piętą w stopę, aż zaryczał a także usiadł. Zostawiła pokonane wojsko przed bramą, otwarła małe drzwi a także weszła na teren garnizonu. Na dziedzińcu kręciło się dużo żołnierzy, ale nikt jej nie zatrzymał, ponieważ skoro przepuœciła ją warta przy bramie... Zresztą, przemknęła bokiem; wiedziała, którędy a także dokąd ma a takżeœć. Po chwili forsowała stopnie, wiodące do niezbyt obszernego budynku. W sali odpraw siedział na ławie pod œcianą wartownik. - Tysięcznik u siebie? - zapytała. - Przysłał mnie oficer służbowy, melduj komendantowi, no już! Machinalnie skinął głową a także spełnił żądanie. mimo wszystko, gdy tylko przekroczył próg pomieszczenia, wparadowała tam za nim. Na szerokim blacie leżały jakieœ dokumenty. Siedzący za stołem, pięćdziesięciodwuletni mężczyzna z piórem w jednej a także baranią łopatką w drugiej ręce, uniósł zdziwioną twarz. poprzez chwilę patrzył jej w oczy, słuchając chaotycznych wyjaœnień wartownika, po czym odprawił go skinieniem. Wrzucił łopatkę do stojącej obok miski a także sięgnął po kubek z winem. - Co to za wrzaski za oknem? - zapytał. - Nie chcieli mnie wpuœcić na teren garnizonu - wyjaœniła. - Na warcie stały dzieciaki, a oficer to jakiœ nowy. Rzucił nieprzychylne spojrzenie, odstawił kubek a także wstał. - poczekać - rzekł, wychodząc. Rozejrzała się po izbie. Wszystko tu było jak niegdyś, jak kilka lat temu, gdy przysłano ją z Armektu, by szkoliła w Grombelardzie łuczników. Dziœ już wiedziała, jak kiepskim była wtedy żołnierzem a także jak fatalnym oficerem... Krzyki za oknem ucichły. Usłyszała spokojny, surowy głos tysięcznika Argena. Uœmiechnęła się, odpięła pas z mieczem a także œciągnęła opończę. W kominku płonął ogień; w izbie było prawie gorąco. Trzasnęły drzwi. - Chciałbym się dowiedzieć - zażądał ze zwykłym spokojem - co to wszystko ma znaczyć? Odwróciła się ku niemu, wyprostowana, z szacunkiem. - Tak, panie! - powiedziała. Po raz pierwszy w życiu ujrzała na twarzy dawnego dowódcy coœ w rodzaju uœmiechu. *** W zamyœleniu smakowała niezłe wino. W górach zdążyła już odwyknąć od owych napojów. W gospodach piła piwo, w bukłaku dysponowała wódkę... obecnie odczucie smakowe szlachetnego trunku przypominał o licznych, bardzo licznych utraconych rzeczach. Kojarzył się z lekkim dotykiem sukni, które kiedyœ nosiła po służbie; była w nim zaklęta muzyka, był blask œwiec płonących w ozdobnych lichtarzach, delikatny brzęk srebrnych kolczyków a także bransolet... Gwar zdawkowych rozmów. - Dziwne - rzekł Argen. - No prawidłowo, dziwne - powiedziała z westchnieniem, wyrwana z miłego œwiata wspomnień. - Cóż ja na to poradzę? Sępy niejednokrotnie napadały na ludzi... - urwała, przygryzając wargi. - Napadały? Rzadko. Nie słyszałem. Zresztą, nawet nie to mnie dziwi, iż napadły, ale iż pojmały. przenigdy owego nie robią. Zwykle wystarcza... - zawahał się, widząc zmarszczkę na jej czole. - Oœlepienie pokonanego - dokończyła ponuro. - Ale dziś jest zwanych inaczej. Argen powoli spacerował po izbie. - Dlaczego miałbym ci wierzyć? Nachmurzyła się dodatkowo bardziej. - A dlaczego miałabym kłamać?