- ZginÄ od naszych wĹĂłczni - powiedziaĹ Herilak. - Szybko, nim ucieknÄ w
- ZginÄ od naszych wĹĂłczni - powiedziaĹ Herilak. - Szybko, nim ucieknÄ w ciemnoĹciach. - Nie chodzÄ nocÄ , wiesz o tym. A do owego miejsca nie prowadzÄ Ĺźadne inne drzwi. PrzestaĹmy zabijaÄ, gadaÄ o zabijaniu i odpocznijmy do rana. Zjedzmy coĹ, napijmy siÄ i idĹşmy spaÄ. 6 Nikt siÄ nie sprzeciwiĹ. Kerrick znalazĹ wodo-owoc na niespalonym drzewie i pokazaĹ reszcie, jak z niego piÄ. Nie mieli co jeĹÄ, ale zmÄczenie pokonaĹo gĹĂłd i zasnÄli niemal natychmiast. Kerrick nie spaĹ. ByĹ rĂłwnie zmÄczony co reszta, lecz kĹÄbiÄ ce siÄ myĹli nie pozwalaĹy na sen. W gĂłrze odpĹynÄĹy ostatnie chmury, pokazaĹy siÄ gwiazdy. Wreszcie zasnÄ Ĺ, nie wiedzÄ c kiedy, a gdy znĂłw otworzyĹ oczy, Ĺwit rozjaĹniaĹ niebo. CoĹ siÄ obok niego poruszyĹo i w narastajÄ cym Ĺwietle ujrzaĹ Herilaka, podkradajÄ cego siÄ cicho z noĹźem w rÄku do wejĹcia do hanalè. - Herilaku - zawoĹaĹ, wstajÄ c niechÄtnie. Wielki Ĺowca obejrzaĹ siÄ z twarzÄ wykrzywionÄ zĹoĹciÄ , zawahaĹ - i wsunÄ Ĺ nóş do pÄtli przy pasie, a potem odwrĂłciĹ siÄ i odszedĹ. Ĺťadne sĹowa Kerricka nie mogĹy ukoiÄ rozdzierajÄ cego bĂłlu. Zabijanie, w miejsce zmniejszyÄ gniew i wĹciekĹoĹÄ Herilaka, zdawaĹo siÄ jedynie wzmagaÄ takie uczucia. MoĹźe szybko mu to minie. MoĹźe. Zatroskany Kerrick zaspokoiĹ pragnienie wodo-owocem. bywa dodatkowo dużo do zrobienia. Najpierw musi siÄ mimo wszystko przekonaÄ, czy naprawdÄ w hanalè zostaĹy jakieĹ Ĺźywe Yilanè. SpojrzaĹ niechÄtnie na swÄ wĹĂłczniÄ. Czy okazuje się mu dodatkowo potrzebna? MogÄ mimo wszystko byÄ wewnÄ trz samice, nic nie wiedzÄ ce o zniszczeniu miasta. PodniĂłsĹ broĹ i trzymajÄ c jÄ przed sobÄ , przekroczyĹ nadpalone i wygiÄtakie wrota. Za nimi znalazĹ osmalone zgliszcza. OgieĹ wdarĹ siÄ sieniÄ i poprzez wiszÄ ce u gĂłry przezroczyste pĹyty. Powietrze wypeĹniĹa woĹ dymu i spalonych ciaĹ. Z nastawionÄ wĹĂłczniÄ przeszedĹ sieĹ, jedynÄ czÄĹÄ hanalè, jakÄ dotÄ d widziaĹ, aĹź do jej kraĹca. Za zakrÄtem osmalone drzwi wiodĹy do wielkiej sali - zapach zwÄglonego miÄsa byĹ w niej nie do wytrzymania. przez spalony sufit dochodziĹo doĹÄ ĹwiatĹa, by mĂłgĹ zobaczyÄ przeraĹźajÄ ce wnÄtrze. Niemal u stĂłp miaĹ spalonÄ , martwÄ Ikemend, straĹźniczkÄ ha-nalè, leĹźÄ cÄ z szeroko otwartymi ustami. Za niÄ widniaĹy powalone ciaĹa jej podopiecznych. WypeĹniaĹy salÄ, rĂłwnie zwÄglone i martwe, co ich opiekunka. Kerrick odwrĂłciĹ siÄ z drĹźeniem i wszedĹ gĹÄbiej do budowli. TworzyĹa jÄ plÄ tanina ĹÄ czÄ cych siÄ z sobÄ pokoi i przejĹÄ, przewaĹźnie pochĹoniÄtych poprzez ogieĹ i zniszczonych. W gĹÄbi mimo wszystko drewno byĹo zieleĹsze, tÄ niedawno wyrosĹÄ czÄĹÄ budowli pĹomienie ledwo tknÄĹy. Za ostatnim zakrÄtem wszedĹ do pomieszczenia ze zwieszajÄ cymi siÄ ze Ĺcian ozdobami, miÄkkimi poduszkami na podĹodze. Pod odlegĹÄ ĹcianÄ kuliĹo siÄ dwĂłch mĹodych samcĂłw, mieli wybaĹuszone oczy i szczÄki opadĹe w mĹodzieĹczym lÄku. - To ĹmierÄ - powiedzieli i zamknÄli oczy. - Nie! - krzyknÄ Ĺ gĹoĹno Kerrick. - To gĹupota samcĂłw, sĹuchanie starszego. Otworzyli zdumione oczy. - MĂłwcie - rozkazaĹ. - bywa tu dodatkowo ktoĹ? - MĂłwiÄ ce stworzenie kieruje ostry zÄ b, ktĂłry zabija - jÄknÄ Ĺ jeden z samcĂłw. Kerrick rzuciĹ wĹĂłczniÄ na wyĹciĂłĹkÄ i odsunÄ Ĺ siÄ od niej. - Zabijanie skoĹczone. JesteĹcie sami? - Sami! - poskarĹźyli siÄ jednoczeĹnie, a ich dĹonie pokryĹy siÄ mĹodzieĹczymi barwami przeraĹźenia i bĂłlu. Kerrick z trudem utrzymywaĹ na wodzy swĂłj gniew wywoływany ich